czwartek, 29 października 2009

Jesienny fitness koniczynowy

No tak,
zdecydowanie powiadam - koniczyna zaczęła chętniej się ruszać. Z przyjemnością biega i jest to dla mnie widok przepiękny. Dużą wagę ma tutaj podłoże. Jest miękkie. Czyli szykuje się mi kolejny wydatek w postaci butów i wkładek na przody
(moje urodziny są już 25 stycznia). Oczywiście dla koniczyny a nie dla mnie.

Owoc dzisiejszej sesji fotograficznej przedstawiony jest poniżej. Konia mi się coraz bardziej w ruchu podoba. Nawet rozluźniła się na jedną stronę w kłusie.

Kłusik - początek.

Konia się rozluźniła

Galop na drugą stronę

Trochę myziania

I przestawiania przodu

środa, 28 października 2009

Krótka wizytacja w stajni

Postanowiłam uprasować wieelką górę prania. Masakra jakaś. Dodatkowo zabieram się za gulasz do placków po węgiersku/zbójnicku dla hasbenda. Znów masakra. Strasznie mi się nie chce robić w domu. Pojechałam więc do konia. Zrobiłam kopytka i kitkę na grzywce. Wróciłam a teraz piszę w pamiętniczku. I jak wstawię zdjęcia to będę się musiała zabrać za te cholerne prace domowe... Masakra jakaś...


Kitka na grzywce, fotka typu osiołek :)
A tutaj prawie jak jednorożec.

Czyżby początek rozszerzania się strzałki?

Ta sama noga, czyli lewa...

...i prawa

piątek, 23 października 2009

Dziecko kontra kot

Hmmm...

Stwierdzam kategorycznie że posiadanie dziecka i bycie posiadanym przez kota ma wiele wspólnych cech.

pkt 1. Albo sprzątasz w mieszkaniu (tzn chowasz poza zasięgiem stworzenia wszystkie luźne przedmioty, w innym przypadku owe luźne przedmioty będą luźnymi przedmiotami - tak bardzo jak luźne mogą być okładka od płyty, pudełko od płyty oraz płyta właściwa) albo masz pierdolnik.

pkt 2. Zarówno kot jak i dziecko - wejdą gdzie tylko mogą. Na aktualnym etapie rozwoju BU, kot ma przewagę... jeszcze...

pkt 3. Ty gadasz sobie a stworzenie robi swoje. Chociaż jestem dumna z BU, bo przynajmniej mnie uważnie słucha a dopiero później ignoruje.

pkt 4. Jeśli w mieszkaniu jest cicho, należy w trybie natychmiastowym iść i zobaczyć co się dzieje ;)

Myślałem, że mama nie patrzy...

Tak, wlazł tam znowu w ciągu kilkunastu sekund...

poniedziałek, 19 października 2009

A ona ma jabłka!

Koniczyna zmieniła sierść na zimową. A ja odkryłam, że można sobie ustawić kolor tekstu. Mała rzecz a cieszy :)))
Wracając do sierści i koniczyny - w ramach bonusu pojawił się na niej wzorek (na sierści koniczyny). Śliczne małe jabłuszka. Na fotkach widać też, jak zmieniły się tylne kopyta. Niepostrzeżenie ;)
Ja się skupiłam na przednich, a tymczasem tyły zaczęły się ładnie rozszerzać. Strzałka jest wyraźnie mocniejsza, piętki niższe. Zaczynają też zrastać szczeliny.

A z przodu, jak to z przodu. Zmiany idą poooowoli...

Przepaństwa oto piękny przykład odspojenia na ścianie. Lewa.

Prawa jakby lepsza w kwestii odspojeń.

Prawy tulipanek, już mniej podwijający się pod spód.

Lewy tulipanek. Straszliwie zacieśniony.

Lewa podeszwa

Prawa podeszwa

Lewy profil (odwrócony)

Prawy profil

I na zakończenie, tak było rok temu.
A ja się cieszyłam jak głupi do sera, że Andaluzja ma w końcu takie ładne kopytko.
Dla niezorientowanych - to nie było ładne kopytko. Tylko, że ja głupia ufałam kowalom...

poniedziałek, 12 października 2009

I znowu kopytka

Mam wrażenie że z kopytkami jest lepiej. Oczywiście patologia kwitnie bujnym kwieciem, ale już mi światełko w tunelu się ukazało. Mam tylko nadzieję że światełko nie okaże się być pociągiem.


Prawe kopytko przy koronce nareszcie odrasta w większym skosie. Zrasta też rozwarstwiona ściana.

W lewej nóżce przykurcz jaki był taki jest. Teraz dokładnie widać jak była oddzielona puszka kopyta. Koniczyna ma już obie nogi tak samo stromo ustawione. Mam nadzieję że od teraz uda nam się zmniejszać kąty chociaż do 55 st. jak by się udało to byłoby pięknie.

Strzałka nadal straszliwie zacieśniona.
Natomiast w skośnym kopytku zmniejszyło się podwinięcie ściany bocznej do środka. Wygląda to teraz tak.

Fotki od spodu nie wyszły :(

sobota, 10 października 2009

Idiotenaparat

Mam idiotenaparat i nie waham się go użyć.
Gdyby nie to małe urządzenie, zdjęć dzieci, psów, koni i przyrody by nie było. Wypasiony sprzęt mojego męża (mam na myśli fotoaparat ;P) służy najwidoczniej głównie do lansowania się. I dobrze, bo w warszawce lans jest zjawiskiem powszechnym i chyba pożądanym.

W ramach wspólnego spędzania weekendu wybraliśmy się stadkiem do Łazienek. Oczywiście się polansować :)

Mały BU przyciął komarka na dwie godzinki, tylko od czasu do czasu otwierając kontrolnie oko w celu szybkiego ogarnięcia sytuacji. Według mnie, mój synek ma coś z kocura.

Szybka ocena sytuacji.

Po drzemce zwiedzaliśmy park. Przepiękny o tej porze roku.

Zbieraliśmy kasztany.

I listki

A zamiast koni spotkaliśmy pawie.

niedziela, 4 października 2009

Zwykły październikowy dzień

Niedziela minęła nam pod znakiem "czegoś z układem pokarmowym BU" , zmiennej pogody oraz prezentacji Andrzeja.

Prezes prawdopodobnie ząbkuje i stąd problemy gastryczne i gorączka. Mógł też paść ofiarą wirusa. Jak by nie było efekt taki sobie. Sytuacji nie poprawia niechęć dziecięcia do Smecty. Nie dziwię mu się, lekarstwo smakuje jak gips. A co to za przyjemność napić się mleka z gipsem...

Zmienna pogoda była zmienna. Deszczyk pada, słońce świeci... przy okazji na niebie pojawia się przecudna tęcza.

A w domu Andrzej przepięknie bawił się z synkiem. Fotki w stylu czerń i biel.

Mój nr 1

Ene due rabe, kochał Andrzej żabę...

I już w kolorze. Prezes i jego kropki.

Przedstawiam wam moją butlę.

Teraz dotykam ją stópką. Zawsze mogę ją przyturlać.

Druga stópka jest mi potrzebna do tłamszenia.

No i koń...