niedziela, 28 lutego 2010

Ostatni dzień lutego...

Przyszły roztopy. Wbieg zamienił się w bagno. Wychodzę z założenia że lepsze bagno od stania w boksie, więc jestem w tej nielicznej mniejszości wypuszczających futrzaki po obiedzie na dwór.

Udało mi się być dwa dni weekendu u koniczyny. Duża zasługa w tym mojego ukochanego. Naszła mnie dzisiaj w samochodzie taka refleksja, że mam wspaniałego partnera. W prawdzie nie dzieli ze mną tej akurat pasji, ale powala mi się realizować i zostaje z Bu w domu. Mam nadzieję, że jeszcze będzie ze mnie dumny.

A ja jestem dumna z konia. Wczoraj bawiłyśmy się na wolności. I działało. Na razie do przodu, skręcanie i zatrzymania. Jest to na pewno zalążek tego co mi się marzy z ziemi :)
Żeby nie było tak łatwo, to dzisiaj ćwicząc grę w okrążanie, Andi miała jednak inne zdanie co do strony, w którą powinna pójść. Dyskusja między nami była gorąca. Po chwili udało się nam porozumieć, ale podczas dyskusji było grożenie ( z mojej strony carrotem ze strony koniczyny nogą). Jak dla mnie to taka adrenalina, że na cały tydzień wystarczy. Z drugiej strony dla mnie mocnym wrażeniem jest prowadzić auto w Warszawie ;) Ot życie.

No i nasz mocny punkt programu - fotorelacja z ostatniego dnia lutego.

To moje bagno!


Mamusiu! Wypuście mnie! Nogi mi się ślizgają!
Lewa przednia.
Znów lewa, może troszkę się szerzej zrobiło?
Prawa
I prawa, odrasta nam sztorc, czemu?!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz