poniedziałek, 21 czerwca 2010

sina dal

Sylwia wyjechała na weekend w siną dal. Kiedy postanowiła wrócić, to Andrzej wyjechał w siną dal. W związku z czym ja nie mogę przyjechać w tym tygodniu do sinej dali (czytaj najnowszej stajni, w której mieszkają konie Sylwii). Och, znaczy mogę przyjechać, ale z Prezesem. Czyli w celach turystycznych a nie edukacyjnych.

Za to w weekend udałam się na lekcję do stajni S. I jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się że koniem nie skręca się ciągnąc za wodzę w stronę, w jaką chcemy jechać. I tak zaczęło się mozolne restartowanie mojego ciała.
Postanowiłam zobrazować Wam jak wyglądała ta jazda (w stępie – oczywiście).

1.polecenie instruktorki – jedź dookoła mnie, spróbuj zwiększać okręg po spirali


2.moje wykonanie tego ćwiczenia


Jeszcze 50 jazd i się uda. Na pewno się uda.

Andaluzja gruba i szczęśliwa. I brudna.


Pomimo jej grubości, kopyta wyglądają lepiej i nie ma na nich obrączek ochwatowych. Kurcze, wybiorę się na kurs dr Strasser za jakiś rok. Metoda jest trudniejsza niż ta, o której uczyłam się u Larsa. Tutaj można na pewno więcej zepsuć, ale myślę, że sprawdza się przy takich chorych kopytach jak mojej kulawinki. Oczywiście sama metoda nic nie zdziała – widzę jak bardzo jest potrzebny odpowiedni sposób trzymania konia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz