piątek, 2 lipca 2010

Z jedną nogą w walizce a drugą w strzemieniu.

Wyjeżdżamy dzisiaj do dziadków Bu. Czeka mnie pakowanie dziecka i siebie na miesięczny wyjazd (po przeprowadzeniu inspekcji u dziadków jedziemy prosto nad morze wizytować rekonwalescentkę).
Matkoicórko! Jakie to strasznie ciężkie zadanie. Czuję się jak szef sztabu zarządzania kryzysowego. Pakujemy rzeczy na wszelkie możliwe kombinacje pogodowe (oraz pożar, powódź, armageddon), plus zabawki na podróż, kocyki, pieluchy, picie, jedzenie, akcesoria kosmetyczne, wózek, łóżeczko... Matki są stanowczo niedoceniane. Już samo wychowanie dziecka do lat trzech daje nam wiedzę i umiejętności niezbędne do zostania managerem przynajmniej średniego szczebla.

Udało mi się w końcu spotkać z Sylwią.
Zła kobieta to jest. I okrutna.
Nie dość, że zaordynowała kłus bez strzemion dopóki nie będę miała siły trzymać się grzbietu konia na zasadzie kleszcza (aż się rozluźnię lub zlecę), to kiedy oklapłam z sił niczym paprotka bez wody, zrobiła mi psikusa i poprosiła Margo o galop. I zanim się spostrzegłam już się bujałam jak na koniku na biegunach. Fajnie :-)
A czemu tak zrobiła? Bo chciała sprawdzić czemu miotam się w galopie po siodle jak Żyd po pustym sklepie. Okazało się że nogami opieram się na strzemionach a tyłkiem na tylnym łęku. Chyba po to żeby zahamować, bo innego pomysłu na to czemu tak czynię, nie mam. Bez strzemion ten problem nie wystąpił. Moja refleksja jest taka, że mam naturalne predyspozycje do jazdy na Harleyu. Układ ciała mam idealny.

A tak z innej beczki... wczoraj miałam przyjemność wspierać polską ekipę HorseDream w przeprowadzeniu dni otwartych propagujących metodę szkoleń z końmi. Po miesiącu zajmowania się głównie małym Prezesem to doświadczenie było dla mnie niezwykle inspirujące i odświeżające. Mam cichą (no – teraz to chyba też głośną) nadzieję, że na stałe zostanę wciągnięta do ekipy jako support. A za kilka lat certyfikuję się jako trener tej metody. Jeśli jesteście zainteresowani większą ilością informacji o tym rodzaju szkoleń zapraszam do odwiedzenia tej strony

Andi ma się lepiej i dopiero teraz widać (po serii magnetoterapii i wyprowadzeniu tylnych kopyt do stanu używalności), że w końcu bardziej zaangażowała zadek w ruchu. Jeszcze kilka lat i może się uda cudownie doprowadzić przednie nogi do akceptowalnego zdrowotnie stanu.


Dobra uciekam. Muszę rozwiązać zagadkę, jak zapakować 300 litrów rzeczy do 50 litrowego plecaka...Pa!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz