wtorek, 15 lutego 2011

płaczliwa skarga

Głooowa mnie boooli :(

Wczoraj ambitnie wlazłam na stepper. Bardziej w celu naprawienia mocno podupadłej kondycji, niż w celach odchudzających. Wlazłam o godzinie 21. Po kwadransie przyszedł sąsiad z góry z pretensjami, że coś stuka i puka, a on by się chciał zrelaksować. Więc ładnie przeprosiłam, bo z reguły tracę pewność siebie kiedy rozmawiam z dominującymi osobnikami obu płci. Potem jestem na siebie zla.

Sąsiad poszedł precz, a ja spędziłam resztę walentynkowego wieczoru, na zmyślnym wygłuszaniu stukotu. Dzięki bogu, że jestem inżynierem. Poradziłam sobie z wyciszeniem piekielnej machiny za pomocą kleju, watoliny i plastrów opatrunkowych. Wiedziałam, że moje studia kiedyś się przydadzą!


Dzisiaj mnie tknęło – przypomniałam sobie o zakurzonej karcie kredytowej, ukrytej w czeluści szuflady. Na koncie do zapłaty 120 złotych. Za użytkowanie karty. No to nauczona doświadczeniem zadzwoniłam do banku. Cofną mi opłatę, jeśli do końca marca zapłacę ową kartą za zakupy o min wartości 200 zł. Super. Ale żeby zapłacić muszę aktywować nową kartę, a żeby ją aktywować muszę podać numer do pracy, której aktualnie nie posiadam. Moja linia bohaterskiej obrony 120 zł opierała się w całości na arogancji bogatego klienta, więc przyznanie się do braku pracy, odpadało. Zasymulowałam problemy z połączeniem i teraz zastanawiam się co dalej. Chyba nie pozostaje mi nic innego jak zapłacić. Bu.

Waga od tygodnia stoi w miejscu. Winę ponoszą polskie surimi, które mają jakieś horrendalne ilości cukru w sobie. A w ogóle to wizja zjedzenia piersi z kuraka mnie dobija. Przerzuciłam się więc na chudą wołowinę i poszłam z torbami. W ciągu 2 dni wydałam całą kasę przeznaczoną na jedzenie w tym tygodniu. Na szczęście jutro zaczynają się trzy dni warzyw, to jakoś dam radę się wyżywić. W ostateczności kupię sobie tą znienawidzona pierś z kury. Wizja zjedzenia jej skutecznie zabije resztki apetytu. W czwartek wróci Andrzej, to coś spożywczego od niego wyżebrzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz