środa, 27 lipca 2011

Świat rozdarty

Już od kilku dni widuję zdjęcia szkielecików dzieci ginących w Somalii z głodu. A w radiu reklama menu restauracji - kotleciki cielęce w sosie żurawinowym a na deser...

Na ekranie monitora widzę umierające dziecko.

Żeby nie oszaleć przyjęłam strategię czynienia mojego najbliższego środowiska lepszym. Robię tyle ile mogę. Pewnie mogłabym więcej. Ale jakim kosztem?

Świat rozdarty.

poniedziałek, 25 lipca 2011

projekt 44

U nas na forcie (a raczej w forcie) mamy galerię sztuki ulicznej :) Czuję się światowo.
Prezes też czuł się światowo. Tak bardzo że nie chciał wychodzić z jaskiń.
http://www.blogger.com/img/blank.gif
Więcej o projekcie 44 pod tym linkiem.

A tutaj kilka moich fotek wykonanych kamerą idiotenodporną.






sobota, 23 lipca 2011

chlebek dietetyczny - otręby, mąka i drożdże

Pracuję w wolnych chwilach nad chlebkiem. Dzisiaj upichciłam taki oto bocheneczek na drożdżach. Ale zamierzam zrobić zakwas na mące ze zmielonych otrębów. Ciekawe czy wyjdzie.

Składniki:
- zmielone otręby owsiane i pszenne (3:2), trochę niezmielonych otrąb owsianych
- mleko 0,5% (w nim rozpuściłam drożdże)
- mały jogurt naturalny
- czosnek mielony, sól

Jak zrobić:
- mleko ciepłe wymieszać z 1/4 kostki drożdży
- dodać trochę mąki otrębowej
- wymieszać, postawić w ciepłe
- jak zacznie dawać oznaki życia dodać resztę mąki i otrąb jogurt, sól i czosnek
- wymieszać dokładnie (konsystencja - coś pomiędzy ciastem na pierogi i ciastem na naleśniki)
- wsadzić ciapę do formy, odstawić do ciepłego żeby urosło
- jak urośnie odpalamy piekarnik i pieczemy w 180 stopniach ok 1,5 godziny





poniedziałek, 18 lipca 2011

poniedziałek

Ale mi się nic nie chce... Nie no dobrze, powiem że jednak mi się chce - spać. Właśnie skończyłam moje ostatnio ulubione dukanowe śniadanie - mleko 0,5% i sernik bez cukru i tłuszczu. I chyba jeszcze kawkę wypiję. Na dworze zbiera się na deszcz.
właściwie to by mi dobrze zrobiło gdybym zaczęła sprzątać mieszkaniową stajnię augiasza (z innej beczki - nieźle musiały tym augiaszowym koniom gnić strzałki). Ale poczucie obowiązku nie pozwala mi odejść od komputera. Napisanie kilku zdań w pamiętniczku to kwestia 10 minut. Sprzątanie - co najmniej 3 godziny.

Postępy konne - chyba są. Całkiem nieźle udaje mi się już skręcać (mam dobre momenty, chociaż nadal więcej złych niż dobrych). Wczoraj okazało się jak położone nadgarstki wpływają na moją jazdę. Mam więc zadanie - przez tydzień na sucho wdrażać zaginanie nadgarstków w drugą stronę. Podobno na koniu - to da efekt... W każdym razie czasami mam poczucie, że wiem gdzie jadę. Szkoda tylko że nie mam środków i czasu na lekcje dwa razy w tygodniu.

Andrzej mi zrobił zdjęcie podstępem i wyglądam na nim grubo :( bu... chciałabym zrzucić jeszcze jakieś 8 kilo. Tylko czy mi się chce? Nie wiem. Zastanowię się :)

poniedziałek, 11 lipca 2011

o wizycie w stajni

Wczoraj miałam luźny dzień, tzn. nie jechałam strugać nóg.
Po południu wpadłam do stajni na Ł. Przesunęłam siodło, które wcześniej leciało na przód i okazało się że to co mi się udało uzyskać, przy nowej pozycji niestety nie działa. Błędy nie były mi wybaczone. Mam straszną tendencję do wychodzenia poza ruch konia. Rzucam się jak paralityk do tego i spinam cała. Nie pomaga to biednej kobyle, oj nie. Lewą stronę i ja i klacz mamy lepsze. W lewą stronę całkiem nieźle mi szło. Całkiem nieźle = udawało mi się skręcać i nawet trochę się rozluźniłam i zassałam w siodło. W stronę prawą – aż żal. Kończyłam kłus w narożniku. Na pocieszenie - opanowałam już podstawy nagłego zatrzymywania się z kłusa do stój. Może nie udało mi się nauczyć skręcać, ale za to nauka trzymania się grzbietu zawsze może się przydać.

Trochę też zirytowałam się wizytą kowala, który radośnie wyrżnął kobyle callus. I zostawił ściany wsporowe położone. Do tego ustawił ją krzywo. I zostawił dłuższy pazur w sztorcowym kopycie. Trochę podcięłam ściany i podrównałam kąty wsporowe. I minimalnie zrollowałam pazur w sztorcu. Niestety nic więcej nie mogłam zrobić. Ale i te kilka ruchów nożem i tarnikiem poprawiły ruch. Szkoda że właścicielka kobyły jest głupia. Cóż. Świata nie zbawię, koń nie mój. Mam już jednego wraka do kochania.

Dobra, uciekam do roboty.
Acha, waga w normie. Jak osiągnę wagę prawidłową, na pewno się pochwalę. Na razie mam jeszcze BMI 26.

środa, 6 lipca 2011

malkoncencę

Cholera, pada i zimno i zimno i pada. Prezes wygląda jakby miał świnkę (zobaczymy jak doktór przyjedzie).
Dziś wstałam o 4 rano i zmarznięta i śpiąca. W takim stanie mam apetyt jak drwal. I własnie zjadłam kanapkę z ogórkiem ze zwykłą niedietetyczną bułką i margaryną. I mam wyrzuty sumienia. I tak sobie myślę że chyba przesadzam. Z tymi wyrzutami. No w każdym razie waga zatrzymała się na 65 kilogramach, co jest dużym sukcesem bo zaczynałam w styczniu od 79.

A tymczasem prezes się ślini...I niewyraźnie mówi (nic nowego).
Jutro ma nas odwiedzić baba Irenka, więc liczę że może wyjdziemy gdzieś z Andrzejem. Jak tak dalej pójdzie to na kajaki.

Strugam zaprzyjaźnione kopyta i konie żyją. Nawet mi to frajdę sprawia. Bułka z masłem w porównaniu z patologiami jakie widziałam. No i niezła gimnastyka :)

Jeżdżę też sobie na sympatycznej kobyłce PRE. Wozi mnie jak chce. Znów cofnęłam się do poziomu paralityka z kijem w tyłku. Zapraszam na moje lekcje - są natychmiastowym antidotum na melancholię.