niedziela, 11 grudnia 2011

moje plecy

Z uwagi na dzisiejszy wyjazd małża i związane z tym problemy logistyczne, dzisiejsze struganie przeniosłam na wczoraj. Dzięki temu w sobotę spędziłam jakieś 7 godzin zwisając uroczo nad kopytami. Poza bólem krzyża nabawiłam się też estetycznych siniaków między łydkami (trzymanie kopyt między nogami), oraz na przedramieniu (obijanie o brzeg kopyta). Wczoraj kąpiąc się, poważnie zaczęłam myśleć nad zakupem cęgów. Aż się boje jechać do Andaluzji. Tyły nie ruszane przez 5 tygodni. Oj, czuję że spalę duużo kalorii machając tarnikiem.

Wczoraj też miałam okazję strugać kopyto, które po odpowiednim zaopiekowaniu mogłoby stać się kopytem samowerkującym. Kobyła po rekreacji, kuta była i co... i gucio. Jednak co geny, to geny.
Przed werkowaniem, po 5 tygodniach od mojego ostatniego maczania tarnika w tym kopycie piętki wyglądają tak:

Ja chcę takie strzałki gąbczaste mieć u Andi. Święty Mikołajuuuu!!!

Andaluzja w skośnej nodze ma aktualnie taki przeszczep:




Przy czym muszę bardzo uważać, bo zostawienie ściany zewnętrznej jak podeszwa chce powoduje że kopyto zaczyna się przekrzywiać, a wyrównanie do tej samej wysokości ścian i kątów, powoduje kulawiznę. Na razie za sukces mój uważam fakt, ze mogę sobie strugać to białe kopyto ca dwa tygodnie i nic gwałtownie nie odrasta. Znaczy że nie działam wbrew kopytu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz