Wybraliśmy z Prezesem na poszukiwanie placu
zabaw. Niestety w samym sercu miasteczka o plac zabaw jest trudno. Bu znużony
zwiedzaniem zażyczył sobie pizzę. Przełamałam więc lody językowe i zamówiłam mu
małą klasyczną margharitę. Wbiłam sobie w końcu też do głowy czasownik schneiden, czyli kroić. Pani bardzo obrazowo pokazała krojenie. Czuję, że mój kontakt z językiem niemieckim przez jakiś czas będzie przypominał kalambury.
Zahaczyliśmy o Aldiego i zakupiliśmy sok dla Bu i kwiatka dla mnie i
wróciliśmy do domu, bo zapowiadało się na deszcz.
Szok kulturowy odkryłam, kiedy wieczorem okazało się że
wszystkie sklepy, w tym spore markety są zamykane o 18. W mieście jest jeden jedyny czynny do 22 godziny market (REWE
– mniej więcej wielkości 2 lidli). Niesamowite ale o 20 zakupy robiły może 4
osoby. Nie wiem co robią Niemcy w Verden (czyta się coś pomiędzy FiV „Fierden“)
wieczorami. Może oglądają Bundesligę. W każdym razie w sklepach ich nie ma, na
spacerach ich nie ma. Muszę jeszcze sprawdzić knajpy, kluby fitness i inne miejsca.
Zagadka jest fascynująca. Mam nadzieję że nie wyznają wieczorami krwawego
kultu, wymagającego składania ofiar z przyjezdnych Polaków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz