Na
widok człowieka z nadwagą zaczynają się cisnąć nam na usta rzeczy, których nie
wypowiedzielibyśmy w towarzystwie. A przynajmniej nie na trzeźwo. Kobieta o
rozmiarze większym niż 42, to zgroza i obraza naszej efemerycznej natury. A ja
się pytam - dlaczemu???
Skąd tyle w nas emocji odczuwanych na widok, czy nawet na
myśl o ludziach, których już nie uda się nazwać szczupłymi?. Czemu to nas tak
strasznie obchodzi? Przecież nie emocjonujemy się w takim samym stopniu osobami
niskimi, wysokimi, czy w widoczny sposób odbiegającymi od wąsko pojętych standardów.
Może dzieje się tak, ponieważ większość osób jest bardzo
zainteresowana swoją wagą i wyglądem. Aż za bardzo. Skupiamy się na sobie i na
swoim wyglądzie i ten oto prawdziwy (dla nas) problem wyłazi podstępnie na pierwszy
plan naszej egzystencji. Już nie zauważamy w ludziach ich uśmiechów, pogody
ducha, dobroci. Widzimy ich CIAŁO. A jeśli nie mieści się ono w akceptowalnych
przez nas wymiarach (zazwyczaj jest za grube) automatycznie przypominamy sobie
o naszym kompleksie. Taka, nieukrywająca się w jaskini, osoba z nadwagą zaczyna
nas drażnić. Przypomina nam jak mało doskonali (w naszych oczach) jesteśmy. Jak
można tak nas dręczyć???
A już najgorzej jest, kiedy taki grubas śmiało i z radością
oświadcza że kocha jeść, śpi nago w jedwabnej pościeli i uwielbia swoje ciało.
O… to dopiero płachta czerwona niczym krew, na byka. Buchamy parą i sapiąc
spazmatycznie zaczynamy internetowym dyszkancikiem wrzeszczeć, że przecież
cukrzyca, kręgosłup i serce. I że my, bynajmniej i całkiem jak Jolasia z
Kiepskich, nie będziemy płacić za te tłuste dni spędzone w szpitalnym łóżku. Bo
jak to może być, że my, wzór cnót wszelakich, dbamy o siebie, żyjemy na listku sałaty dla akceptacji innych
podobnych nam sałatożerców, a taki grubas z radością oświadcza, że sens jego życia
jest inny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz