Miał chłopak szczęście, rolki dało się upchnąć w bagażniku. I problem zakupu rowerka się rozwiązał.
Dziś nastał ten dzień. Malkontentka wystąpiła na ochotnika i przywdziała zbroję. Oraz wywrotki. Trzy razy miałam te diabelskie wynalazki na nogach. W tym dwa razy długo i mozolnie leczyłam obtłuczenia kości ogonowej. Na szczęście dziś obyło się bez wypadków. Jak na razie nikt się nie zniechęcił. Może do końca sezonu oswoimy buty z kółeczkami na tyle, że pojedziemy całą trójką na wywrotkową wycieczkę.
Zakładamy rynsztunek bojowy.
Bu daje radę.
Ja chyba też.
Grunt to znaleźć równowagę i nie dać się pokonać podstępnej drodze, która tylko czyha, żeby napaść biedną Malkontentkę.
I TY możesz zostać wywrotkowcem!
PS. Dziś jeszcze 7 km szurania po lasku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz